Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

czwartek, 22 września 2016

Harry Potter Tag

ULUBIONA KSIĄŻKA
Czara Ognia i Insygnia Śmierci. Czara, bo uwielbiam Turniej Trójmagiczny i ogółem fantastyczna fabuła, od tej książki Harry zaczyna robić się doroślejszy. Insygnia, bo to podsumowanie serii, dzieje się naprawdę dużo i Bitwa o Hogwart... Tak, jestem masochistą, bo uwielbiam smutne fragmenty w Harrym Potterze.

ULUBIONY FILM
Ulubione filmy mam trzy, chociaż wszystkie kocham bardzo mocno. Są to dwie części Insygniów, z tych samych powodów, przez które kocham książkę. Natomiast Czara nie jest moim ulubionym filmem, jej miejsce zajmuje Książę Półkrwi, który niby ma lekki klimat, ale z minuty na minuty robi się coraz mroczniej i to bardzo mi się podoba. No i część, gdzie jest najwięcej Draco. Plus, wg mnie w Księciu jest jedno z najpiękniejszych ujęć z całej serii. Wiecie przy okazji, że HBP ma nominację do Oscara, właśnie za zdjęcia? Nie dziwię się, serio.

NAJMNIEJ ULUBIONA CZĘŚĆ
Kiedyś powiedziałabym, że Komnata Tajemnic, ale teraz po ponownym obejrzeniu Komnaty, nie mam najmniej ulubionej części. A książki kocham całym serduszkiem wszystkie.

CZĘŚCI KSIĄŻEK/FILMÓW PRZY KTÓRYCH PŁAKAŁAŚ
Dosyć dawno czytałam serię, z dwa lata już minęły, więc nie mam pojęcia. Ale teraz jak jestem chora i robię rewatch wszystkich części to płaczę na każdej. Zawsze jest jakiś moment. Zawsze bardzo wzrusza mnie śmierć Cedrika, a raczej reakcja jego ojca, a później przemówienie Dumbledore'a. Płaczę też na śmierci Syriusza, Zgredka, Freda, Remusa i Tonks, podczas epilogu... Właściwie to płaczę chyba na całych Insygniach.

JAKBYŚ MOGŁA BYĆ Z DOWOLNYM BOHATEREM TO KTO BY TO BYŁ?
Harry, bo mamy podobne charaktery, ale nie chciałabym mieć Ginny jako wroga (poza tym uwielbiam ich razem), więc prawdopodobnie Fred albo George Weasley. To jeżeli chodzi o pokolenie Harry'ego. Jeżeli chodzi o Huncwotów to Remus albo Syriusz. Nowe pokolenie, James, Scorpius albo Teddy Lupin. *mały update* Doszłam do wniosku, że totalnie miałabym crusha na Draco od szóstego roku, sorry not sorry. Lubię dupków, taka moja słabość.

ULUBIONA POSTAĆ
Always and forever Hermione Granger. Uwielbiam ją, jest cholernie inteligentna, w sumie całkiem podobna do mnie. Moja ukochana postać z serii i z trio.

JAKI JEST TWÓJ PATRONUS?
Według Pottermore to rybołów. I w sumie całkiem pasuje - ptak w ptasim domu!

W JAKIM JESTEŚ DOMU?
Ravenclaw w Hogwarcie, Thunderbird w Ilvermorny.

JAKĄ MASZ RÓŻDŻKĘ?
Moja różdżka jest z modrzewiu, jest zaskakująco giętka, ma dziesięć i 3/4 cala, jej rdzeń to włos jednorożca. No i oczywiście kupiona u Ollivandera :)

JAKBYŚ MOGŁA MIEĆ CZARNĄ RÓŻDŻKĘ, KAMIEŃ WSKRZESZENIA LUB PELERYNĘ NIEWIDKĘ TO CO BYŚ WYBRAŁA?
Ba, że pelerynę.

JAKBYŚ MOGŁA SPOTKAĆ DOWOLNĄ OSOBĘ Z OBSADY FILMOWEJ, KTO BY TO BYŁ?
Emmę, Bonnie, Evannę, bliźniacy Phelps, Maggie Smith... Tak naprawdę to niemal kogokolwiek. Bardzo żałuję, że na pewno nie będę miała już okazji spotkać Alana Rickmana :(

NA JAKIEJ POZYCJI W DRUŻYNIE QUIDDITCHA BYŚ GRAŁA?
Quidditch jest totalnie nie dla mnie. Byłabym fanką, ale za bardzo bałabym się tłuczków, żeby grać.

CZY PODOBAŁO CI SIĘ ZAKOŃCZENIE SERII?
Oczywiście, że tak, chociaż brakowało mi w nim Syriusza i Freda.

ILE DLA CIEBIE ZNACZY HARRY POTTER?
Chyba nawet sama nie wiem ile. Zbyt dużo, w każdym razie :)

środa, 21 września 2016

Sowa #2


Nie zrobiłam dzisiaj nic pożytecznego. Dosłownie. Nie wiem czy to kwestia tego, że jestem chora, czy tego, że zaczyna docierać do mnie, że to już jesień.

Wstałam chwilę przed dwunastą, bo każda godzina mniej ze świadomością podczas zapalenia ucha to naprawdę duża różnica. Zjadłam śniadanie, obiad i kolację. I to wszystko co udało mi się dzisiaj zrobić. Dosłownie. No, nie licząc obejrzenia potwornie beznadziejnego filmu, którego nie znoszę. Nie wiem czemu go obejrzałam.

Nie ruszyłam dziś tłumaczenia. Otworzyłam plik, ale nie wiem... Jakoś po prostu nie zaczęłam. Wczoraj za to tłumaczyłam cały dzień. Chyba po prostu mam jakieś przesilenie chorobowe.

Ostatnio zaczęłam zastanawiać się właściwie nad sensem swojego pisania. I nie zrozumcie mnie źle, nie rzucę dopiero co zaczętego opowiadania, spokojnie. Zaczęłam zastanawiać się nad sensem, bo dotarło do mnie, że piszę o czymś kompletnie dla mnie abstrakcyjnym. W sensie, jak dobrze pisać o czymś, czego się nigdy nie przeżyło? I nie mówię tutaj o smokach, czarach czy wielkich szkockich zamkach, ale o tych najprostszych rzeczach.

Jak mogę dobrze ukazać rodzące się uczucie dwojga ludzi, skoro sama nigdy czegoś takiego nie przeżyłam? Czy to nie jest odrobinę paradoksalne? Jako beznadziejna romantyczka piszę o tym, czego sama nigdy nie miałam. I w sumie zastanawiam się, czy czasem nie wychodzi mi to dobrze właśnie dlatego. Bo patrzę przez idealny obraz, jeszcze niczym niezaburzony.

W sumie, nie mam zielonego pojęcia po co o tym piszę, ale chyba potrzebuję z Wami jakiegokolwiek kontaktu. Co chwilę wchodzę na aska, szukając nowych pytań, ale niestety... Zlałam Was, to teraz mam za swoje.

Mam nadzieję, że sobotni rozdział się spodoba. Zostały już tylko trzy dni.

Paradoksalnie zdaje mi się, że czekam na sobotę bardziej niż ktokolwiek z Was.

Do przeczytania,
E.

poniedziałek, 19 września 2016

Sowa #1

Niemoc spania i naprawdę wytrzymała bateria w nowym komputerze chyba ze mną wygrała. Jest grubo po północy, jutro szkoła, a ja nic sobie z tego nie robię.

Postanowiłam odkurzyć tutaj nieco i zagospodarować tego bloga jako tako. Stwierdziłam, że po co jest zaśmiecać blogi fanfikowe, skoro wszelkiego rodzaju ogłoszenia mogę dawać tutaj? No i tak się to stało, że od dobrej godziny ustawiam sobie nowy szablon i robię porządek w śmieciach.

Dzisiaj wieczorem skończyłam tłumaczyć pierwszą część 1 rozdziału na "Cienkiej granicy". Tekst oddałam już do zabetowania, a moja wspaniała i niezastąpiona Loca Zabb, zdążyła już wszystko sprawdzić i pośmiać się, kiedy przeczytała jak jednak z jego bohaterek "zachichotała się". Takie są efekty tłumaczenia po nocach, mili państwo.

Tekst ma już zaplanowaną publikację na następną sobotę o 18. Mam nadzieję, że w tym tygodniu nie umrę specjalnie przez pracę domową i zdążę skończyć tłumaczyć drugą część, żeby mieć ją gotową na następną sobotę.

Całkowicie zapomniałam jakie tłumaczenie bywa męczące. Czytać w obcym języku jest łatwo, idzie to szybko, ale kiedy idzie to przetłumaczyć... Nic tylko się pochlastać. Serio, jak zobaczyłam, że rozdziały mają po 20 stron, zrobiło mi się trochę słabo. A przede wszystkim zaczęłam zastanawiać się jakim cudem, do cholery, ja tak szybko czytam.

Ale nie narzekam. Ładnie wszystko wygląda. Blog wizualnie bardzo mi się podoba, tekst w całości jest czytelny (na taki przynajmniej wygląda na podglądzie). Przed sobotą będę musiała jeszcze uzupełnić zakładkę z opisem bloga, bo w sumie poza tym, że macie link do oryginału, to nie macie zielonego pojęcia co ja tłumaczę i co possibly będziecie czytać.

Chyba właśnie pękło mi naczynko w oku, czy coś. Powinnam iść spać, bo jutro na lekcjach będę wyglądać jakbym wracała z weekendowego melanżu, a nie sobotniego wypadu na Bridget Jones 3 i niedzielnego ogarniania blogów.

Do przeczytania,
E.